Seans łączności w
konkursie – 23 sierpnia 2019 r.
Koleżanki i koledzy, dziś w naszym konkursie cofnijmy się
pamięcią do wydarzeń jakie następowały zaraz po lądowaniu aliantów w Normandii.
Mogłoby się wydawać, że skoro D-Day już za
nami, to teraz będzie łatwiej. Niestety przeciwnik nie miał zamiaru łatwo się
poddawać. Po uchwyceniu przyczółków w pasie plaż i ich połączeniu, stopniowo
powiększano obszar znajdujący się w rękach alianckich. Niemieckie jednostki
broniące wybrzeża, na skutek decyzji Hitlera nie otrzymały wsparcia w postaci
dywizji pancernej, którą wcześniej wycofano z Normandii, a teraz nie pozwolono
jej wrócić w rejon lądowania. Pomimo tego Niemcy stawiali zaciekły opór wszędzie
tam gdzie mogli. Obsadzone przez nich miasto Caen twardo się broniło. Kiedy
toczyły się te walki, przez port w Arromanches (drugi sztuczny port jeszcze w
pierwszej połowie czerwca 1944 r. zniszczył sztorm) oraz kilka mniejszych
doraźnie utworzonych punktów rozładunku, cały czas trwało przerzucanie kolejnych
oddziałów i sprzętu z Anglii do Francji. Polska 1 Dywizja Pancerna pod
dowództwem generała Maczka również szykowała się do przeprawy przez kanał La
Manche. W celu wstępnego rozpoznania dróg dojazdowych i zlustrowania miejsc
koncentracji wyznaczonych dla jednostek naszej dywizji pancernej, a także
poznania organizacji zaopatrywania w paliwa, amunicję i inne niezbędne rzeczy,
do Normandii udali się szef sztabu dywizji płk dypl. Jerzy Levittoux,
kwatermistrz dywizji mjr. dypl. Rutkowski oraz oficer łącznikowy 4 Brytyjskiej
Misji Łącznikowej major Wills. Jednego dnia, kiedy jechali Jeepami wykonując
zadania tego kwatermistrzowskiego zwiadu, nagle zjawiły się niemieckie bombowce.
Na skutek nalotu zginęli szef sztabu i oficer łącznikowy, dwaj kierowcy zostali
poważnie ranni, a samochody zniszczone. Jedynie major Rutkowski wyszedł cało z
tego zdarzenia.
Polska 1 Dywizja Pancerna, jak
wiele innych jednostek, została przesunięta na południe Anglii pod koniec lipca
1944 roku. Rozpoczęło się przeprawianie dywizji przez kanał. Pierwsze oddziały
dywizji zeszły na normandzki brzeg 30 lipca 1944 r. Poszczególne jednostki
dążyły do wyznaczonych punktów koncentracji. Dlaczego tak? Ponieważ Brytyjczycy
organizowali załadunek na statki w taki sposób, aby maksymalnie wykorzystać ich
ładowność. Oddziały, a głównie sprzęt dzielono tak, aby załadować statki
najbardziej efektywnie, dlatego następowało znaczne przemieszanie wszystkiego
podczas załadunku. Po wyładunku sprzęt i ludzie kierowani byli do punktów
koncentracji. Kompletowanie ludzi i sprzętu dywizji na francuskim brzegu
zakończono pomyślnie 5 sierpnia 1944 r. Zgłoszono gotowość do działań i już 8
sierpnia jednostki dywizji znalazły się na pozycjach wyjściowych na południe od
Caen. Miasto, po jego wcześniejszych silnych bombardowaniach i trudnym
zdobywaniu było już w rękach aliantów. Żołnierze 1 dyw. panc. przystąpili do
walki z zaangażowaniem i determinacją. Niemcy jednak stawiali twardy opór.
Walczące ramię w ramię polskie i kanadyjskie oddziały miały problem w
przełamaniu obrony nieprzyjaciela. Te pierwsze dni walki na francuskim brzegu
pokazały, że trzeba dobrze dostosować przyjętą taktykę działania do lokalnych
realiów, a szczególnie chodziło o właściwe współdziałanie jednostek pancernych z
pozostałymi jednostkami. Generał Maczek miał za sobą doświadczenie z września
1939 r., więc szybko wyciągnął wnioski. Pofałdowanie terenu można było wyzyskać
jako atut w przesuwaniu jednostek nie rzucając się za bardzo w oczy
nieprzyjaciela. Pozwalało to na lepszy efekt zaskoczenia. Trzeba było jednak
bardzo uważać na liczne, gęste żywopłoty i wszelkie krzaki, zagajniki, skupiska
drzew... były to ulubione i skrzętnie wykorzystywane przez Niemców miejsca
zasadzek. Ukrywano w nich czołgi, działa 88 mm, jak również żołnierzy
wyposażonych w Panzer-fausty i ciężkie karabiny maszynowe. Zatem walki w
pierwszej połowie sierpnia 1944 roku okupione były stratami dywizji w
żołnierzach i sprzęcie. Sytuacja poprawiła się, kiedy zmodyfikowano taktykę.
Przyjęto też zasadę prewencyjnego ostrzeliwania wszelkich krzaków. Cały czas
jednak normandzkie żywopłoty stanowiły bardzo dobrą przesłonę dla nieprzyjaciela
i zdarzały się przypadki niespodziewanego spotkania z wrogim czołgiem
pojawiającym się nagle na dystansie zaledwie kilkunastu metrów.
Walcząc w ramach II Armii
Kanadyjskiej, dywizja generała Maczka prowadziła walki posuwając się w kierunku
południowym na linii Caen – Falaise. Poszczególne jednostki dywizji otrzymywały
rozkazy działania w różnych ugrupowaniach, zależnie od wyznaczonych zadań.
Stopniowo zdobywano teren, kolejne miejscowości. Odgórny rozkaz kierował polską
dywizję w rejon Falaise. Postawionym zadaniem było przecięcie trasy odwrotu
niemieckich dywizji, które znalazły się w okrążeniu na zachód od Falaise.
Oczywiście jednostki nieprzyjaciela napotykane na drodze naszej dywizji nie
chciały dawać za wygraną. Tocząc ciężkie walki, zwłaszcza w przedziale 16 do 19
sierpnia 1944 roku oddziały 1 dyw. panc. osiągnęły wyznaczony rejon. Oczywiście
nie były skupione w jednym miejscu, lecz oczyszczały wyznaczony obszar
realizując postawione zadania we współpracujących ze sobą grupach. Część
oddziałów miała rozkaz opanować wzgórze, a w zasadzie 2 wzgórza oznaczone na
mapie jako 262. Dziś, aby je znaleźć na samochodowej mapie najlepiej szukać
mieścinki Mont-Ormel. O utrzymanie
się na tym wzgórzu, polscy żołnierze przez kilka dni toczyli bardzo intensywne
walki. Od zachodu na nasze oddziały trzymające wzgórze napierały kolejne
jednostki niemieckie, próbujące zlikwidować przeszkodę w ich ucieczce z
okrążenia. Próbowały obchodzić to wzgórze od północy, jak też od południa.
Oczywiście wszystko to nieprzyjaciel prowadził pod niezmiernie dokuczliwym
ostrzałem z dział naszych Shermanów i ciężkich karabinów, ponosząc dokuczliwe
straty. Nocą też podejmowano próby skrytego podejścia i zlikwidowania Polaków,
choćby samymi bagnetami. Napór tych jednostek był trudny do zatrzymania.
Omijające wzgórze oddziały niemieckie spowodowały odcięcie naszych oddziałów od
zaopatrzenia i możliwości ewakuacji rannych. Przyszło walczyć w okrążeniu, bo od
strony wschodniej także podejmowano próby ataku na nasze stanowiska. Mimo
narastającego zmęczenia, coraz większych braków amunicji i paliwa, nasi
żołnierze trwali na swych stanowiskach odpierając ataki nieprzyjaciela i nękając
go jak tylko można. W tym samym czasie, w okolicy walczyły pozostałe jednostki 1
dywizji pancernej. Po początkowym zdobywaniu terenu i miejscowości, teraz,
podobnie jak oddziały na wzgórzu 262, walczyły one o utrzymanie zajętych
pozycji. Wreszcie, 21 sierpnia jednostki niemieckie usiłujące przebić się z
okrążenia (worka Falaise) walczące dotychczas z determinacją, poczęły poddawać
się, wybierając niewolę aniżeli niemal pewną śmierć pod ogniem z broni
alianckich oddziałów.
To tyle w najogólniejszym skrócie o początku szlaku
bojowego 1 dywizji pancernej i walkach na Mont-Ormel i w okolicach.
Nadszedł czas na nasze pytanie konkursowe.
W azymucie ~194° od miejscowości Mont-Ormel, w odległości
około 5 km, leży pewne niewielkie normandzkie miasteczko. Łatwo ustalicie jakie.
Otóż to miasteczko, w tamtych sierpniowych dniach było bronione (wcześniej
oczywiście zdobyte) przez oddziały dywizji pancernej generała Maczka.
Dokładniej, nasi żołnierze bronili jego północnej części. Południowa część
miasteczka broniona była przez amerykański 2 bat. 395 Pułku Piechoty.
Prosimy o odpowiedź: Jakiego koloru „proporczyki” nosili na
kołnierzach mundurów żołnierze 3-ch polskich jednostek, walczących o miasto,
które wskazaliśmy na mapie? No i jakie to było miasto?
Odpowiedzi prosimy przesyłać
na podaną w regulaminie skrzynkę e-mailową.